czwartek, 9 maja 2013

Nowy trening - vol. 2 i kawałek dzisiejszego papu.

Po poniedziałkowym treningu znowu mam dziewicze zakwasy na klatce piersiowej, żebrach, pod pachami i troszkę na plecach, zapewne od kilku ostatnich pompek. Bicepsy dały mi wczoraj popalić, zawsze tak mama, że im większą grupę ćwiczę tym później zaczynają boleć mnie mieśnie. Pompa była jeszcze wczoraj, więc jest moc.  Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić drugą część mojego nowego treningu, mianowicie trening pleców i tricepsów.  Tak jak myślałam wersja pierwotna została zmodyfikowana - dzisiaj ćwiczyłam u A., więc miałam do dyspozycji większy ciężar niż w domu i, tak jak myślałam, spokojnie dałam radę podnieść więcej. Na szczęście w mojej kolekcji zagoszczą jutro dwa talerze po 5 kg, bo akurat o taki ciężar sie rozchodzi. Ale do rzeczy, oto dzisiejszy rozkład jazdy: 
  • rozgrzewka, tak jak ostatnio, ok. 5-7 minut.
  • wiosłowanie sztangielkami nachwytem
  • podciąganie sztangielki w opadzie
  • podciąganie na drążku podchwytem.
  • francuskie wyciskanie hantla na siedząco
  • triceps dips ( od drugiej serii z obciążeniem)
Na koniec 2 serie wąskich pompek, w pierwszej dałam radę zrobić cztery, w drugiej sześć po babsku. Jeśli chodzi o podciąganie, to dzisiaj całkiem nieźle mi poszło, ale podchwytem jest łatwiej, wiadomo. Pompki to była kropeczka nad i - miałam problem ze ściągnięciem bluzki, bo nie miałam mocy w rękach, plecy też konkretnie się zmęczyły, nadal je czuję swoją drogą. Przy czwartej serii (starałam się robić 12-10-8-6 powtórzeń, ale w moim przypadku są to wartości ruchome, zazwyczaj wychodzi +/- 1 powtórzenie) miałam tętno jak koń wyścigowy. Zdjęć dzisiaj nie ma, jak skończyłam, A. akurat spał, więc nie miałam serca go budzić. A po wszystkim tak wyglądał mój obiadek, zazwyczaj takie rzeczy właśnie jadam, lubię gotować, ale po treningu jestem głodna jak wilk i nie mam czasu na wyszukane potrawy, więc gotuję kurczaka, fasolkę (lub inne warzywka), torebkę kaszy i wsuwam. Na zdjęciu nie ma kaszy, bo nie zmieściła się na talerzu, żeby nie było, że boję się węgli.




Już mnie korci, by napisać, że split to był dobry wybór, ale poczekam jeszcze trochę, nie będę chwalić dnia przed zachodem słońca. Poprzedni FBW też zrobił robotę, moja siła się zwiększyła, nauczyłam sie jeszcze lepiej kontrolować konkretne ruchy, nauczyłam się nowych ćwiczeń i co najważniejsze - wydaje mi się, że na klacie i plecach przyrosło mi trochę mięsa. To pewnie tylko złudzenie, bo wcześniej trochę odpuszczałam plecy i trochę źle robiłam pompki, więc może nie udawało mi się tych mięśni używać jak należy i teraz pewnie są po prostu napuchnięte. Ten FBW, któryś z kolei, ale potraktowany najbardziej na poważnie to był bardzo dobry wstęp do tego, co robię teraz.  Właściwie powinnam napisać osobnego posta z podsumowaniem mojego FBW, ale już teraz po frytach, więc streściłam sie tutaj, dziękuję za uwagę ;]


Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Powodzenia,czekam na kolejne wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwie sie, ze nie miałas siły ściągnąć bluzki... Ja mam tak dość często po tych samych ćwiczeniach co Ty robisz :)
    Trzymam kciuki i czekam na kolejne relacje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje jedzenie wygląda niesamowicie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja uwielbiam zakwasy.
    Wiem wtedy, że trening był udany

    OdpowiedzUsuń